Jak zrobić chorizo w białym winie? Nic prostszego:
– Zarezerwować bilety na Teneryfę – od niedawna z Warszawy lata Norwegian i Ryanair, więc jak się dobrze zaplanuje, to loty wychodzą bardzo korzystnie.
– Zarezerwować samochód – jak się to zrobi odpowiednio wcześniej, najlepiej przez Internet przed wyjazdem, to kwoty są w granicach 100-120 EUR za tydzień, a naprawdę warto, bo można dojechać absolutnie wszędzie, bo przy benzynie za 0,95 EUR za litr też specjalnie po kieszeni nie uderza.
– Zarezerwować nocleg – tu też najlepiej wcześniej i przez Internet i na północy, bo choć trzeba liczyć się z deszczem i ciut niższą temperaturą, to raczej nie wyląduje się w wybetonowanej turystycznej dżungli.
– A potem wystarczy kupić chorizo, białe wino, chorizo podsmażyć na patelni na odrobinie oliwy z czosnkiem, a potem zalać białym winem i…ta dam, gotowe!
Dzisiaj postanowiliśmy pojechać na zachód w góry Teno, które razem z wczorajszą Anagą, są najstarszą geologicznie częścią wyspy. To one najpierw wyłoniły się z oceanu, a dopiero potem pojawił się środek wyspy z majestatycznym wulkanem Teide, który wznosi się na ponad 3.000 m n.p.m. Chcieliśmy dojść na Punta de Teno – najbardziej na zachód wysunięty punkt Teneryfy, ale… droga do niego prowadząca jest zamknięta na amen, bo jest zbyt niebezpieczna. O tym akurat wiedzieliśmy, ale pomyśleliśmy, że uda nam się dojść tam szlakiem przez góry. W biurze informacji skutecznie nas zniechęcili przewyższeniem na ponad 1.000 metrów, więc wybraliśmy inny szlak. Poszliśmy na piechotę do wioski Teno Alto, a potem przez piękne wulkaniczne granie wróciliśmy zataczając koło. I właśnie dlatego teraz padamy! A jutro czeka nas sam Teide!
Z gastro-newsów była zupa z cieciorką (mniam!) i koza z frytkami (mniam, mniam i jeszcze raz mniam) i ciastka z najlepszej i najstarszej na wyspie cukierni, która znajduje się w na końcu świata, w Buenavista del Norte. Było ciasto migdałowe i mus czekoladowo-marakujowy o wdzięcznej nazwie „Muse del Teide”. Mamy pisać, że mniaaaam, czy już się domyśliliście? A na kolację oczywiście chorizo w białym winie, które już wiecie, jak zrobić.
P.S. Fajna hiszpańska (i francuska) sprawa, tu kelner to zawód przez duże „Z”. Nie studenci, którzy wpadają na 3-4 miesiące, ale zawód, który niektórzy wykonują przez całe życie. Pewnie dlatego obsługa jest szybka, uważna i zwykle rozmowna. Taki właśnie kelner obsługiwał nas dziś, w knajpce, za którą pewnie 5 groszy by nikt nie dał, a jednak zupełnie nas nie zaskoczyło, że jedzenie było proste, ale świetne, a frytki z obranych ręcznie ziemniaków wrzucone na patelnię w momencie, kiedy kończyliśmy „ciecierzówkę”.