Jak zrobić chorizo w białym winie

image6

 

Jak zrobić chorizo w białym winie? Nic prostszego:

– Zarezerwować bilety na Teneryfę – od niedawna z Warszawy lata Norwegian i Ryanair, więc jak się dobrze zaplanuje, to loty wychodzą bardzo korzystnie.

– Zarezerwować samochód – jak się to zrobi odpowiednio wcześniej, najlepiej przez Internet przed wyjazdem, to kwoty są w granicach 100-120 EUR za tydzień, a naprawdę warto, bo można dojechać absolutnie wszędzie, bo przy benzynie za 0,95 EUR za litr też specjalnie po kieszeni nie uderza.

– Zarezerwować nocleg – tu też najlepiej wcześniej i przez Internet i na północy, bo choć trzeba liczyć się z deszczem i ciut niższą temperaturą, to raczej nie wyląduje się w wybetonowanej turystycznej dżungli.

– A potem wystarczy kupić chorizo, białe wino, chorizo podsmażyć na patelni na odrobinie oliwy z czosnkiem, a potem zalać białym winem i…ta dam, gotowe!

image2

Dzisiaj postanowiliśmy pojechać na zachód w góry Teno, które razem z wczorajszą Anagą, są najstarszą geologicznie częścią wyspy. To one najpierw wyłoniły się z oceanu, a dopiero potem pojawił się środek wyspy z majestatycznym wulkanem Teide, który wznosi się na ponad 3.000 m n.p.m. Chcieliśmy dojść na Punta de Teno – najbardziej na zachód wysunięty punkt Teneryfy, ale… droga do niego prowadząca jest zamknięta na amen, bo jest zbyt niebezpieczna. O tym akurat wiedzieliśmy, ale pomyśleliśmy, że uda nam się dojść tam szlakiem przez góry. W biurze informacji skutecznie nas zniechęcili przewyższeniem na ponad 1.000 metrów, więc wybraliśmy inny szlak. Poszliśmy na piechotę do wioski Teno Alto, a potem przez piękne wulkaniczne granie wróciliśmy zataczając koło. I właśnie dlatego teraz padamy! A jutro czeka nas sam Teide!

image29 image28 image27 image26 image25 image24

Z gastro-newsów była zupa z cieciorką (mniam!) i koza z frytkami (mniam, mniam i jeszcze raz mniam) i ciastka z najlepszej i najstarszej na wyspie cukierni, która znajduje się w na końcu świata, w Buenavista del Norte. Było ciasto migdałowe i mus czekoladowo-marakujowy o wdzięcznej nazwie „Muse del Teide”. Mamy pisać, że mniaaaam, czy już się domyśliliście? A na kolację oczywiście chorizo w białym winie, które już wiecie, jak zrobić.

image23 image22 image21 image20 image19 image18 image17 image16 image15 image14 image13 image12 image11 image10 image9

P.S. Fajna hiszpańska (i francuska) sprawa, tu kelner to zawód przez duże „Z”. Nie studenci, którzy wpadają na 3-4 miesiące, ale zawód, który niektórzy wykonują przez całe życie. Pewnie dlatego obsługa jest szybka, uważna i zwykle rozmowna. Taki właśnie kelner obsługiwał nas dziś, w knajpce, za którą pewnie 5 groszy by nikt nie dał, a jednak zupełnie nas nie zaskoczyło, że jedzenie było proste, ale świetne, a frytki z obranych ręcznie ziemniaków wrzucone na patelnię w momencie, kiedy kończyliśmy „ciecierzówkę”.