Florencja 2007… 3

BURDELLO GRANDE E PIERDUTTO CABARETTO czyli day one in Florence.

Trzy słowa na początek: noc w Rimini, ciężka, gorąca i trudna dla związków ;p

Jeżeli kiedykolwiek wylądujecie w Rimini w nocy, uciekną wam wszystkie autobusy na dworzec nie skąpcie Euro na taxi… My poskąpiliśmy… to była zła decyzja…

Pominę dwie następne godziny spędzone w Rimini, carabinierów wskazujących drogę do niewłaściwego dworca i inne atrakcje… W każdym razie rozmawiamy ze sobą ;p, a to tylko dzięki wspaniałemu, cudownemu, przepięknemu, czarującemu właścicielowi hostelu, który na pewno pójdzie do nieba…….

Dwie kolejne godziny to cudowny czas spędzony na dworcu… mówię poważnie… nigdy nie leżałam na tak cudownie wygodnej drewnianej ławeczce 🙂

Podróż do Bolonii spokojna, przesiadka mniej… Jeśli liczycie na komfort  drugiej klasie… to się przeliczycie… Pociągi porównywalne do naszych jeśli nie gorsze…(to nie wygląda na komunikację publiczną w jednym z najbogatszych państw świata, tak wiem jest pendolino itp, ale normalne pociągi są feee).

5:30 to już Florencja…

Już po godzinie marszu w hotelu powitał nas Włoch!!! Czyli starszy pan, który mówi wyłącznie po włosku i to jeszcze z dziwnym akcentem… ale o hotelu w innej notce…

A teraz wracając do temato di burdello… Jeśli kiedykolwiek mieliście wątpliwości co to jakości informacji turystycznej i szeroko pojętej obsługi w muzeach w Polsce, to po wizycie we Włoszech dość szybko zmienicie zdanie… bo może być gorzej, dużo gorzej.

Nikt nic nie wie, komputery w muzeach padły? – kiedyś się przecież naprawią – totalny luz obsługi, rezerwacja biletów wyłącznie telefoniczna, pod warunkiem że działają komputery.

A, no i bilety wcale nie kosztują tyle ile podają oficjalne strony muzeów, co lepsze nie kosztują tyle ile podają w informacji turystycznej. Studenci… nie macie co liczyć na zniżki.

Znajomość angielskiego wcale nie jest równoznaczna z możliwością porozumienia się. Hiszpański pomaga… ale niewiele.

B.

A teraz znowu na miasto…