Czwartego dnia jedząc śniadanie mieliśmy taki widok jak powyżej.
Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną wyprawę na fiordy zachodnie.
Plan był taki – jedziemy jak najdalej się da zmierzając do Isafjordur, w którym akurat odbywał się festiwal muzyczny. A w połowie dnia zaczynamy wracać z powrotem do Hvammstangi.
W pewnym momencie droga 61, która co jakiś czas na kilka kilometrów stawała się z asfaltowej drogą szutrową – o jakości i „płaskości” o wiele lepszej niż nie jedna droga asfaltowa w polskich miastach, była lekko zasypana śniegiem i oblodzona pomimo jeżdżących pługów.
Ten ciemny punkt na lodzie to foka:
Tuż za tym miejscem zabraliśmy na pokład trójkę autostopowiczów. Jak się szybko okazało Polaków jadących na festiwal, którym zepsuł się samochód. Przez następne 90 minut nie zrobiłem żadnego zdjęcia… wszyscy w samochodzie mieliśmy tylko nadzieję na szybki przejazd przełęczą drogą, która pomimo mijanego pługu okazała się cała biała.
Mając spore opóźnienie, postanowiliśmy w najbliższym miasteczku Reykjanes zatankować i powoli wracać już.
Nasi pasażerowie podziękowali za podwiezienie i szybko wskoczyli do ciepłego basenu na świerzym powietrzu. A my zadzwoniliśmy 🙂 na numer podany na zamkniętej stacji benzynowej, po chwili z pobliskiego hoteliku wyszedł facet i mogliśmy zatankować.
A to widok z samochodu na wspomnianą wcześniej drogę:
Tak, tak to nadal asfaltowa droga regularnie odśnieżana przez pługi 🙂
A tak wyglądało nadkole po przejechaniu kilku kilometrów po oblodzonej drodze. Jak to dobrze mieć w samochodzie opony z kolcami 🙂
Półwysep na którym leży miasteczko Hvammstangi słynie z koloni fok.
Zatoka fok – niestety jeszcze bez fok.
Za to jak wszędzie na Islandii było dużo farm z konikami 🙂