Od kiedy weszliśmy do katedry w Santiago de Compostela minęło niemal dokładnie 7 miesięcy. Przez ostatnie kilka tygodni, wieczorami, przeglądam i obrabiam zdjęcia. Stąd też pomysł na kilka wpisów z mojego punktu widzenia (K). Ateisty i kogoś, kto zupełnie nie był przekonany do 5-tygodniowej wędrówki – nawet po jej zakończeniu. No ale, jak mówią, tylko krowa nie zmienia poglądów…
Dzień na Camino zaczynaliśmy z reguły wcześnie. Szybkie i ciche zwinięcie się z pokoju aby nie zbudzić tych co jeszcze nie wstali. Zwinięcie śpiworów, dopakowanie plecaków, ogarnięcie się szybkie w łazience. Musli przygotowane wieczorem dnia poprzedniego jedzone w kuchni schroniska. A jak takowej nie było to i bywało, że przy czołówce jedzenie na zewnątrz – wtedy z reguły były piękne “okoliczności przyrody” na przykład dziedziniec starego klasztoru.
It’s been almost exactly 8 months since we reached the Cathedral of Santiago de Compostela. Over the last few weeks, in the evenings, I’ve been looking through the pictures. Hence the idea for a few posts from my point of view (K) – an atheist and someone who was not totally convinced to a 5-week pilgrimage. Even after we finished. Well, but, as they say: a wise man changes his mind, a fool never will. Or as we say it in Poland, only a cow does not change its views…
Let me start with describing our daily routine. The day on the Camino usually started early. A quick and quiet curl out of the room – we didn’t want to wake those who were still sleeping. Then, already in the hallway, we’d fold the sleeping bags and add the last bits into the backpacks. Then a quick wash-up. After that we’d eat our muesli, prepared the evening before. Normally we’d eat in the albergue (pilgrim’s shelter), in the kitchen. And if there wasn’t one… we’d eat outside, in the light of a flashlight. Very often in amazing surroundings such as a patio of a medieval monastery…
Dla mnie (K) cukrzyka podstawą było to “szybkie śniadanie” aby dotrwać kilka kilometrów marszu do pierwszej knajpki z kawą i czymś ciepłym. O samym jedzeniu na szlaku będzie osobny wpis bardzo bogato ilustrowany zdjęciami naszych posiłków.
As I am (K.) a diabetic – this “quick breakfast” was a must if I wanted to survive the first few kilometers to the first bar with coffee and something warm. I’ll write a separate post on “food on the Camino” – with loads of pictures of our meals.

Muszę tu jeszcze raz przypomnieć generalną zasadę obowiązującą w albergue w każdym regulaminie – gaszenie światła o 22 i otwieranie drzwi 0 6 rano. Od tej zasady oczywiście były wyjątki – czasem się większa grupa zasiedziała dłużej, tylko kilka razy rzeczywiście fizycznie drzwi były zamknięte do 6 rano. Generalnie decydowali ludzie – większość jak chciała wyjść dużo wcześniej od innych, to po prostu tak jak my miała przygotowane spakowane plecaki, zwijała resztę rzeczy do niego na korytarzu zachowując się cicho jak tylko się dało. W sumie zwykle nie zdarzało nam się wychodzić mocno przed 6, a raz czy dwa zdarzyło się po 7.
There are a few basic albergue rules: the lights are out at 10 p.m. and very often the doors remain closed to 6 a.m. Of course there are exceptions. Sometimes people stayed up for longer. And only a few times it was impossible to leave before 6 a.m. Generally it was the pilgrims, who decided. People who wanted to leave earlier had their backpacks almost entirely packed the night before. Then, in the morning, they would leave as silently as possible. We almost never left before 6 a.m. And actually – twice we stayed at the albergue until way after 7 a.m.
A potem w drogę – Time to get on the road:
Co jakiś czas zatrzymanie się, wyciągnięcie Canona z plecaka, szukanie kadru – Every now and then we’d make a small break, to take the Canon out:
Po kilku kilometrach postój na kawę, tortillę. itp lub/i postój na spałaszowanie kanapek lub czegoś kupionego po drodze 🙂
After a few kilometers, we’d stop for a coffee and a slice of tortilla or to gobble down sandwiches or something else bought on the way 🙂
Po czym znowu w drogę (jakoś trzeba przejść te zaplanowane 20-38 km) – Then again, we’d hit the road (somehow we had to walk 20-38 kilometers a day):
Bardzo ważne jest dopasowanie wielkości plecaka i jego ciężaru – It is important to match the size of the backpack and its weight:

Bardzo ważnym elementem postoju był cień 🙂
Shade is a must for a break!
Kolejnym ważnym rytuałem było napełnianie camelbagów świeżą wodą oraz cały czas jej picie – słońce, wysoka temperatura oraz regularnie brak cienia przez kilometry marszu bez dobrego nawodnienia jest bardzo niebezpieczne dla organizmu.
Another important ritual is filling our camel bags with fresh water and drinking it all the time. If you walk for a number of kilometers, the sun, the heat and lack of shade are very dangerous for your health.
Czasem modny wygląd na szlaku nie miał znaczenia ważne było by “zrobić sobie trochę cienia” wtedy gdy filtr UV już nie dawał rady lub gdy w końcu raz jeden jedyny spadł deszczyk:
Fashion on the Camino? It didn’t matter as long as you could find something to cover yourself with. Especially when the UV filter no longer worked or when it rained (this happened only once though).
Ja właściwie cały czas maszerowałem w butach trekingowych, Ania jak widać powyżej czasem w sandałach. Japonki lub klapki zakładało się po przyjściu do schroniska jak już człowiek zmył z siebie pod prysznicem cały pył, bród i pot.
I actually always marched in hiking boots. Ania, as you can see above, sometimes went for sandals. We’d put flip flops on once we reached the albergue. Or rather when we finally showered and washed away all the dust, dirt and sweat.
Jak widać niektórzy chcieli się pozbywać butów także w trakcie odpoczynku w knajpkach i kawiarniach – As you can see, some pilgrims wanted to get rid of the shoes in pubs and cafes:
Jeden jedyny raz gdy niosłem przez chwilę dwa plecaki – The only time when I was carrying two backpacks for a moment:
To na wieść o tym za kilkanaście metrów dalej w głębi wioski jest knajpka z ekspresem do kawy i dużym wyborem herbat:
It was when I heard that a bar in the village had a coffee machine and… a large selection of teas
W trakcie marszu zbierało się też stemple do “paszportu” pielgrzymów – podstawowy stempel z każdego dnia to pieczątka przybita w credencial przy meldowaniu się w albergue:
During the march we collected stamps in the credencial (pilgrim’s passport) – every day you get one when you check into the albergue.
Co kilka dni w trakcie wędrówki następował “kryzys” sił, chęci oraz motywacji do dalszego chodzenia – Every few days we had a small crisis… lack of will, strength or motivation to keep on walking:
No ale zawsze następował ten moment, że znów wyruszaliśmy w trasę – But we always managed to get back on the road:
I znów – And again:
Czasem nadarzała się okazja do strzelenia sobie jakiejś fotki – Sometimes, we’d take a picture…
Albo i dwóch – Or two 🙂
Czasem odpoczynek pod jedynym drzewem w promieniu kilkuset metrów przy przyczepie z dużo mówiącą rejestracją 🙂
Sometimes we’d rest under the only tree within a radius of several hundred meters. Here with an inspiring license plate 🙂
W końcu, czasem koło 13, czasem dopiero po 16-tej trafialiśmy do miejscowości w której chcieliśmy spać. Na zdjęciu cudowne schronisko w La Fabie prowadzone przez niemieckie stowarzyszenie. O tym, skąd te zachwyty w jednym z kolejnych postów 😉
Finally we’d get to the village in which we wanted to stay for the night. Sometimes it was around 1 p.m. and sometimes after 4 p.m. In the picture below you can see the best albergue on the camino – the wonderful La Fabia run by a German association. I’m sure you’ll hear more about this amazing place in the next few posts 🙂
A tam na miejscu trzeba było zrobić szereg ważnych czynności przed drzemką po południową – Before the afternoon nap – a lot of things had to be done.
Po prysznicu najważniejsze to kontrola stóp – pęcherze i odciski to największy wróg na Camino:
First – a shower. Then “foot inspection” – as blisters and corns are the biggest enemy of the Camino:
Ja na szczęście (K) miałem tylko jeden “honorowy” odcisk i to maleńki… Inni nie mieli tyle szczęścia co ja.
Potem czas na pranie tego co się w danym dniu miało na sobie, żeby do wieczora zdążyło wyschnąć:
Fortunately, I (K) had only one “honorary” blister … others weren’t so lucky.
Then we’d wash the clothes we walked in – they had to dry until the next morning.
Od święta czyli mniej więcej raz na tydzień decydowaliśmy się na użycie nowomodnego urządzenia – pralki (za kilka euro):
More or less once a week we’d use a more “modern” equipment and the miracle of a washing machine (for a few euros).
Wtedy następnego dnia człowiek czuł się jakby włożył na siebie nowe rzeczy 🙂
Po tem był czas na drzemkę regeneracyjną i odpoczynek na “mieście/wiosce”:
Then the next day it felt like putting on new clothes 🙂
After all the chores it was nap time and then a stroll through the village.
No i napisanie kilku słów na FB lub bloga, wybór zdjęć z telefonu – Or writing a few words on FB or blog and selecting pictures from the phone:
No i deser – ten konkretny już na końcu świata w Finisterne – It was also time for dessert – in this case eaten at the end of the World, in Finisterre:
Wieczorem był czas na kolację – samodzielnie robiony makaron z czymś dobrym ze sklepu. Zwiedzanie miasteczka, msze dla pielgrzymów którzy w drodze byli z powodów religijnych, a nie tylko czysto trekingowego:
Dine time was in the evening – we’d usually have pasta with something. After diner pilgrims would go to visit the village or to the mass – at least those who were on the Camino for religious reasons.
Czy też mega “luksusowe” zakupy w sklepie – odżywka do włosów – “Luxury“ shopping was also an option. If you didn’t now – conditioner is a luxury:
Jest to pierwszy wpis o Camino de Santiago mój (K). Część zdjęć może się powtarzać z tymi wrzucanymi przez nas na bieżąco w trakcie wędrówki.
W kolejnych wpisach będzie dużo zdjęć pokoi w których spaliśmy, jedzenia które jedliśmy, trochę zdjęć ludzi których poznaliśmy i trochę przemyśleń o samym Camino… od kogoś, kto wcale nie chciał iść, idąc dalej nie chciał iść, po powrocie dalej nie chciał iść… a teraz kilka miesięcy po zakończeniu Camino myśli o tym, żeby iść jeszcze raz, Ciekawe dlaczego…
This is my (K.) post on the Camino de Santiago. You might have seen some of the pictures from this post previously – among these we uploaded when we were writing during the trek.
I’ll write more about the rooms we slept in, the food that we ate, and about the people we met. I’ll share some thoughts about the Camino … from the perspective of someone who did not want to go, going forward would not go in the first place and even less after completing the Camino. But now, a few months after the end of the Camino, I’m starting to think about going again, I wonder why…